Przejdź do głównej treści

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Widok zawartości stron Widok zawartości stron

Dlaczego popularyzacja nauki jest dla mnie tak ważna?

Dlaczego popularyzacja nauki jest dla mnie tak ważna?

Dlatego że nauka, a dokładniej fizyka, to (poza rodziną) najlepsze, co przydarzyło się w moim życiu. Dostarcza mi ona wielu wspaniałych emocji i daje poczucie radości ze zrozumienia czegoś ciekawego, co jest zdecydowanie przyjemniejsze od seksu (zawsze tak było, nie tylko teraz, kiedy przybyło mi lat).

Więcej o nauce?! Dołącz do profilu strony. www NAUKA.uj.edu.pl na Facebooku 

Lech Mankiewicz

Dr hab., fizyk i astrofizyk. Pracuje w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, zajmuje sie budową i wykorzystaniem teleskopów-robotów. Jeden z koordynatorów projektu Hands-On Universe, Polska, współpracownik Citizen Science Allience (Zooniverse), polski konsul honorowy Khan Academy.

- See more at: http://www.cittru.uj.edu.pl/promosaurus/dlaczego-popularyzacja-nauki-jest-dla-mnie-tak-wazna#sthash.rGwcHjl3.dpuf

 

Lech Mankiewicz

Dr hab., fizyk i astrofizyk. Pracuje w Centrum Fizyki Teoretycznej PAN, zajmuje sie budową i wykorzystaniem teleskopów-robotów. Jeden z koordynatorów projektu Hands-On Universe, Polska, współpracownik Citizen Science Allience (Zooniverse), polski konsul honorowy Khan Academy. lech@cft.edu.pl

lech@cft.edu.pl
lech@cft.edu.pl

 

Żyjemy w ciekawych czasach. Technologia w dramatyczny sposób zwiększyła możliwości publikowania i wymiany informacji. Mogę pisać, mówić i opowiadać o tym, co dla mnie jest najpiękniejsze. Dlaczego miałbym tego nie robić? Kiedy w muzeum zobaczymy piękny, poruszający obraz albo rzeźbę, chcemy podzielić się swoimi wrażeniami i nikogo to specjalnie nie dziwi. Dlaczego więc wrażenia i zachwyt ze zwiedzania „świata myśli" czy „świata przyrody" miałyby kogoś bulwersować? A że rozwój technologii informacyjnych to dzielenie się niesamowicie ułatwia, nie pozostaje nic innego, jak z tych dobrodziejstw korzystać i się nimi dobrze bawić.

Różne oblicza popularyzacji

Gdyby to tylko było takie proste. Niestety rozwój technologii ma też drugą stronę. Dzisiaj każdy może prezentować swoje poglądy i bronić swoich racji, choćby to stanowisko nie było, delikatnie mówiąc, mocno uzasadnione. Ludzie odkryli, że mają prawo mieć swoje zdanie i nie muszą oglądać się na autorytety. Niestety, przy okazji tej wolności głoszenia opinii, ucierpiał (moim zdaniem niesprawiedliwie) wizerunek nauki w Polsce i na całym świecie. Okazało się także, że świat postmodernistycznej, neoliberalnej polityki nie poczuwa się do obrony wartości reprezentowanych przez naukę. Politycy zajęci są swoimi „słupkami popularności" i na pewno nam (nauczycielom, lekarzom, naukowcom) nie pomogą. Dość powiedzieć, że od kilkudziesięciu lat nie kojarzę w Polsce polityka, który świadomy roli nauki (jest ona przecież jednym z motorów cywilizacyjnego postępu) uczyniłby z jej promowania swoje credo i znak rozpoznawczy. A to, Panie i Panowie, oznacza, że o nasze „słupki popularności" musimy zadbać sami!

Jest to zadanie równocześnie łatwe i niełatwe. Łatwe, gdyż Polacy kochają naukę i ciekawostki naukowe. W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy sieć teleskopów GLORIA, do której należą nasze teleskopy Pi of the Sky, przeprowadziła (w ramach działań związanych z popularyzacją nauki i zjawisk przyrodniczych), transmisję przejścia Wenus przed tarczą Słońca oraz relację z całkowitego zaćmienia Słońca. Pokazywaliśmy i udostępnialiśmy mediom strumień wideo rejestrowany przez naszą ekipę wysłaną w tym celu do Australii. W Polsce transmisję w mediach oglądało ponad 100 tysięcy osób i do tego jeszcze kilkanaście tysięcy za pośrednictwem naszych własnych serwerów. Szok Hiszpanów i Włochów, którzy też są członkami GLORIA i którzy wypadli od nas słabiej, trwał przez kilka kolejnych spotkań zespołu, aż trzeba było terapeutycznie przypominać, że lepiej od nas grają w piłkę nożną, choć i ten argument, po wyczynach Roberta Lewandowskiego, w trakcie półfinałowego meczu Borussi Dortmund z Realem Madryt, stracił trochę sens.

W tym świetle popularyzowanie nauki wydaje się łatwe. Mamy zainteresowaną publiczność, a także do dyspozycji ten cudowny arsenał Facebooka, aplikacji mobilnych i nowoczesnych narzędzi umożliwiających komunikowanie się ze społeczeństwem, bez oglądania się na pośredników. Zarazem bywa jednak trudno, bo musimy przebić się ze swoim przesłaniem przez gęstą chmurę innych informacji, czasem sensownych, najczęściej bezsensownych. Warto więc szukać sojuszników, na przykład wśród dziennikarzy.

Społeczność promujących wiedzę

W tradycyjnych mediach dziennikarz naukowy to gatunek zdecydowanie zagrożony. Wydawcy gazet zwijają swoje redakcje naukowe albo całkowicie, albo pozostawiają sobie alibi (misja!) w postaci mikroskopijnych zespołów.

W mediach społecznościowych za to zaroiło się od dziennikarzy in spe, którzy widzą popularyzację nauki jako przestrzeń, która może zapewnić im utrzymanie. Jak zawsze, gdy chodzi o podział tortu może to prowadzić do napięć i rywalizacji. A przecież obie grupy, dziennikarze-popularyzatorzy oraz naukowcy, mogą i powinni współpracować. Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni.

O czym więc warto opowiadać i gdzie jako naukowcy jesteśmy niezastąpieni? Niewątpliwie konkurencja w zakresie pisania prostych tekstów typu: „naukowcy odkryli" czy „naukowcy zaobserwowali" znacznie wzrosła. Zamiast kopania się z koniem proponuję ucieczkę do przodu. Środowisko „popularyzatorów nauki" (cudzysłów wyraża subtelną ironię w stosunku do przedstawicieli tego zawodu, bo popularyzacja wiedzy staje się powoli zawodem w tym samym stopniu, co np. manager profilu na Facebooku) ma bowiem istotną słabość, która przejawia się brakiem wglądu w sedno sprawy.

Smak chleba może ocenić każdy, kto je chleb, ale o dumie z pierwszej partii chleba wypieczonego po całonocnej pracy opowie przekonująco tylko piekarz. Z własnego doświadczenia wiem, że uprawianie nauki ma dla większości z nas bardzo osobisty charakter. Jest to zawód, z którym związane są wyjątkowe emocje i jeśli ktoś ma odwagę, warto o nich opowiadać: mówić o zwątpieniu i lęku na etapie poszukiwania, wyobrażania sobie rozwiązania i o podnieceniu, adrenalinie, która wypełnia nas w momencie, gdy zrozumiemy coś nowego. I o tym, jak ta radość i podniecenie przechodzą w rezygnację, gdy dociera do nas, że odpowiedź na to jedno pytanie, która tyle nas kosztowała, tworzy kilka(naście) nowych pytań i wątpliwości. Stosunkowo rzadko słyszymy opowieści o emocjach towarzyszących pracy naukowca i o tym, jak bardzo naukowiec podobny jest – tak sobie wyobrażam – do artysty.

 

Foto od góry:

  • Ciekawe wyniki dotyczące społecznego wizerunku różnych profesji, w tym naukowców, przynosi opublikowany w kwietniu 2013 roku raport hiszpańskiej fundacji BBVA: www.fbbva.es. Okazuje się, że Polacy, przeciwnie do Europejczyków z pozostałych badanych 9 krajów, najmniejszym zaufaniem dażą właśnie naukowców, lekarzy oraz policjantów. Choć różnice w wynikach nie są znaczne, to jednak mogą wskazywać na trend, który winien zmusić środowisko akademickie do zastanowienia. Zdjęcie: © Lightpoet | Dreamstime.com
  • Przekonująco o emocjach w pracy naukowca pisał sławny fizyk Richard Feynman np.: „Pan raczy żartować, panie Feynman!", Znak, 1996.
    W tekście – traktującego o pięknie nauki – utworu muzycznego „Poetry of reality" można znaleźć też wiele mówiące słowa Feynmana: „I don't feel frightened by not knowing things / I think it's much more interesting". Patrz: „Symphony of Science".

 

Strony: 1  2