Widok zawartości stron
Widok zawartości stron
Widok zawartości stron
Życie prywatne arystokracji w XVII i XVIII wieku, cz.3
Ostatni fragment rozmowy z dr Katarzyną Kuras z Instytutu Historii UJ, która opowiada o dzieciach i polskiej królowej Francji, o dworskiej wolności, celebrytach oraz... konfiturach Marysieńki.
Więcej o nauce?! Dołącz do profilu strony. www NAUKA.uj.edu.pl na Facebooku
<< Część 1 - sarmatyzm, kosmpopolityzm i strój możnych.
<< Część 2 - pozycja kobiet, przejażdzki zamkniętą karetą i straszliwe wapory.
Z perspektywy królowej
Piotr Żabicki: Pozostańmy przez kilka chwil przy królowej Marii Leszczyńskiej. Pani tekst (Prywatność na dworze królowej Francji: przykład Marii Leszczyńskiej, 2014) nie wspomina o spędzaniu czasu z dziećmi. Czy można w tym widzieć jakąś dozę oziębłości, niechęci do dzieci?
Leszczyńska była wielokrotnie oceniana, jako matka przez pryzmat etykiety dworskiej, która nie pozwalała na częste kontakty rodziców z dziećmi oraz z perspektywy przymusowego rozstania z potomstwem. Ze względów oszczędnościowych młodsze dziewczynki zostały wysłane do opactwa Fontevrault. W Wersalu pozostał delfin Ludwik Ferdynand wraz z trzema siostrami. Nieczęsto zwraca się uwagę na fakt, że postępowanie to było zgodne z realiami epoki oraz odpowiednie dla zajmowanej przez Leszczyńską pozycji. Królowa przez wiele kolejnych lat mogła liczyć tylko na listowne relacje o stanie zdrowia, samopoczuciu oraz postępach czynionych przez królewny. 28 września 1744 r. wydarzyła się prawdziwa tragedia, gdy na ospę zmarła córka Teresa Felicyta. W przeddzień śmierci została ochrzczona; miała zaledwie osiem lat. Wiadomość o tym dotarła do królowej Marii dopiero 3 października. Królowa poinformowała listownie o stracie męża; sama bardzo przeżyła śmierć dziecka, tłumacząc tę tragedię w kategoriach religijnych i pocieszając się, że jej najmłodsza córka „jest już szczęśliwa”. W związku z tym niektórzy historycy zarzucali królowej, że zbyt lekko podchodziła do rozstania z potomstwem, oraz że nie udzieliła żadnego wsparcia pozostałym w Fontevrault córkom. Utrzymanie więzi z oddalonymi dziećmi było niełatwe. W 1747 r. Ludwik XV wydelegował do Fontevrault malarza, Jean-Marca Nattiera, który miał przygotować portrety księżniczek. Następnie król ofiarował te portrety małżonce, dla której było to pierwsze od ośmiu lat „widzenie” z córkami.
Trudno się więc dziwić, że gdy już królewny wróciły do Wersalu, nigdy nie zdołały nawiązać ze swą matką bliższego kontaktu. O wiele bardziej naturalne relacje miały z ojcem, Ludwikiem XV. Jeśli Marię Leszczyńską łączyły bliższe więzi z którymś z dziewięciorga dzieci, to był to jedyny żyjący syn, Ludwik Ferdynand, który podzielał jej system wartości i przekonania religijne.
Ciekawe? Przeczytaj także: Kto wywiera lepsze wrażenie? Kogo lubimy?
„Charles-Philippe d’Albert de Luynes zauważał, że właśnie Leszczyńska cieszy się wolnością i niezależnością, nieznanymi dotychczas w tak dużym stopniu w życiu codziennym Wersalu” – pisze Pani we wspomnianym tekście. Jak rozumieć tę wolność? Przecież Maria Leszczyńska była jedną z najwyżej postawionych osób w kraju, więc jej wolność winna być bezwarunkowa i nieograniczona?
W świecie skrępowanym regułami ceremoniału i etykiety nie istniało coś takiego, jak wolność bezwarunkowa i nieograniczona. Choć królowa nie posiadała realnej władzy, jako małżonka stanowiła nieodzowną część theatrum królewskiej godności. Nie dzierżąc władzy, miała swój udział w honorach – uczestniczyła w niektórych ceremoniach państwowych i praktycznie wszystkich fetach dworskich. Paradoksalnie, będąc osobą prywatną, musiała mieć świadomość, że jej zachowanie i gesty mają charakter publiczny, zwłaszcza że są wykonywane w entourage’u organizowanym i finansowanym przez króla.
Gdy Monique Cottret (Reines de France, 2015) sporządzała charakterystykę królowych z czasów nowożytnych, mianem tych idealnych określiła monarchinie z pozoru najbardziej bierne w życiu politycznym: Marię Teresę Hiszpańską, małżonkę Ludwika XIV oraz Marię Leszczyńską, od 1725 do 1768 r., żonę Ludwika XV. Każda z nich, pozornie niewidoczna na kartach wielkiej polityki, perfekcyjnie znajdowała się w dworskim świecie, wypełniając swe obowiązki.
Świat ten był więc pozornie tylko podporządkowany królowi i królowej. W rzeczywistości panujący poruszali się w ramach wyznaczonych przez poprzedników, z którymi nie mogli zerwać w sposób nagły. Wiek XVIII określany jest niekiedy mianem epoki, w której doszło do „prywatyzacji” życia rodziny królewskiej. Maria Leszczyńska miała swoje własne apartamenty i pasje, na tego rodzaju „luksusy” nie mogła liczyć w XVII w. Maria Teresa Hiszpańska. Ale już Maria Antonina (1755-1793) poszła o krok dalej w kreowaniu swej prywatnej przestrzeni. Znamionami jej obecności było notoryczne łamanie etykiety dworskiej, spędzanie niekontrolowanego czasu wraz z przyjaciółmi, późne macierzyństwo czy bezustanne wtrącanie się do polityki.
Według niektórych historyków, w momencie gdy król i królowa rozwijali swoje życie prywatne i rodzinne, w oczach poddanych zostali odarci z magicznego majestatu, który zapewniał im sprawowanie władzy. W pewnym sensie przestali być „atrakcyjni” i nieosiągalni. Czy to tłumaczy łatwość, z którą w czasie Rewolucji Francuskiej rozprawiono się z rodziną królewską? Być może.
Ciekawe? Przeczytaj także: Kiedy słuch widzi rytm [video]
Celebryci i konfitury Marysieńki
Współcześnie nośnikiem trendów, zmian, mód jest popkultura - związana z telewizją, celebrytami, wydarzeniami muzycznymi, plotkami o wielkich i sławnych. Czy można znaleźć jakiś jej odpowiednik w czasach saskich?
Każdorazowym celebrytą był władca. W tej roli doskonale się sprawdzał August II Mocny – władca będący ucieleśnieniem cnót bliskich Polakom – odważny i brawurowy. O swój propagandowy wizerunek pieczołowicie dbał Stanisław August Poniatowski – bardzo skutecznie, wszak ciągle pamiętamy o dokonaniach króla na polu oświaty i kultury, zakładając, że pomogły one w przetrwaniu przez Polaków zaborów.
Celebrytami były też indywidualności wielbione z różnych względów przez ogół szlachecki. Do grona tego należał np. Michał Fryderyk Czartoryski, który potrafił rozpoznać szerokie grono (chyba kilka tysięcy) współbraci i w ten sposób zaskarbiał sobie popularność. Z innych względów celebrytą był np. Wojciech Szamocki, który wsławił się bezkompromisową postawą w walce z Familią (był nawet skazany przez sąd marszałkowski).
Czy możemy znaleźć takie zwyczaje czasów saskich, które przetrwały w życiu społecznym do dziś?
Nie doszukiwałabym się tutaj aż tak trwałych, a zarazem specyficznych wyłącznie dla epoki saskiej wzorców. Przetrwały z pewnością popularne powiedzenia: „Od Sasa do Lasa” oraz „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. To ostatnie było synonimem dostatku i spokoju czasów saskich, nieraz historycy opacznie interpretowali je jako oznakę nadmiernego rozpasania i moralnej degrengolady. W epoce saskiej upowszechniono także ziemniaki, które ciągle nam towarzyszą.
Poszukiwanie wzorców pozytywnych z epoki saskiej nie jest łatwe. Do głowy przychodzą mi jedynie analogie negatywne – głównie prywata dominująca w życiu politycznym oraz nieumiejętność prowadzenia rzeczowej debaty o sprawach kraju, która zdają się łączyć panowanie Augusta II i Augusta III z poziomem prezentowanym w dużej mierze przez współczesnych polskich polityków. Typowa była również nieumiejętność dochodzenia do porozumienia wbrew istniejącym podziałom partyjnym. Ten „feler” zadecydował o zerwaniu większości sejmów z czasów panowania Augusta III w latach 1733–1763.
Rozpoczęliśmy od wspomnienia Sobieskiego, więc i na nim zakończmy. Czy Maria Kazimiera rzeczywiście samodzielnie przygotowywała dla niego konfitury? – jak to powiedziane jest w korespondencji między nimi: „Mam tu owoce, których jeszcze nie usmażyłam, nie mając pieca i syropu”.
Trudno to jednoznacznie rozstrzygnąć, ale byłabym sceptyczna w ocenie osobistego udziału Marii Kazimiery w przygotowaniu kulinarnych frykasów dla Jana Sobieskiego. „Nie usmażyłam” znaczy tu raczej „nie zleciłam jeszcze usmażenia” i jest to po prostu zabieg stylistyczny, którego zadanie polegało na podkreśleniu intymności relacji istniejącej między wystawczynią a adresatem listu. Wzmiankowanie cukiernika psułoby cały efekt, mimo że w rzeczywistości to zapewne on nadzorował proces smażenia.
Ciekawe? Przeczytaj także: Co działo się 5000 lat temu w Delcie Nilu?
Rozmawiał:
Piotr Żabicki, redaktor www.nauka.uj.edu.pl
Do poczytania, dr Katarzyna Kuras poleca:
- Dorota Dias-Lewandowska, Historia kulturowa wina francuskiego w Polsce, 2014
- Anna Markiewicz, Podróże edukacyjne w czasach Jana III Sobieskiego, 2011
- Tomasza Wiślicz, Upodobanie. Małżeństwo i związki nieformalne na wsi polskiej XVII–XVIII w., 2012
<< Część 1 - sarmatyzm, kosmpopolityzm i strój możnych.
<< Część 2 - pozycja kobiet, przejażdzki zamkniętą karetą i straszliwe wapory.